Homilia do Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych

Wielebne i Drogie Siostry Przełożone,

Okres paschalny, radosny, wokół ołtarza siostry przełożone polskich wspólnot zakonnych, osoby odpowiedzialne za swoje współsiostry i za siebie, włączone w prowadzenie i ukierunkowywanie wielkich dzieł w Kościele w Polsce. Cieszę się, że mogę być z wami na Mszy świętej i podzielić się kilkoma słowami homilii, tym bardziej, że dziś przypada święto świętego Marka, radosnego głosiciela Ewangelii.

1. Jednym z wielkich nieporozumień w rozumieniu Dobrej Nowiny jest pojęcie pokory; Święty Piotr podejmuje ten temat w pierwszym czytaniu. Jako synonimu pokory, często używa słowa „uniżanie się”, który niekiedy wręcz jest utożsamiany z „poniżaniem”. Czy rzeczywiście świętemu Piotrowi chodziło o poniżanie się wobec innych? Tkwi tu wielkie niebezpieczeństwo, bo – jak same zapewne to zauważyłyście – pojęcia pokory można używać jako manipulacji wobec innych; to się zdarzało także w Kościele, także w zakonach. Słyszano: masz być pokorna, masz się uniżać, nie możesz się wychylać, twoje zdanie się nie liczy. Jak wiele osób zostało w ten sposób skrzywdzonych i to rzekomo pod sztandarem Ewangelii.

Często pojęcie pokory jest nadużywane przez ludzi cynicznych bądź sfrustrowanych. Sami nie byli w stanie zrobić niczego konstruktywnego, a potem, gdy ktoś inny chce się wykazać inwencją i dynamizmem, podcina mu się skrzydła przez szafowanie zarzutem o braku pokory. A przecież mamy tutaj pewien zgrzyt, niespójność, bo Jezus mówi wprost: Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie [Mt 5, 15-16].

2. Jak więc ewangelicznie rozumieć pokorę, której rolę w relacjach międzyludzkich tak akcentował święty Piotr? O samym sobie Jezus mówi: Jestem cichy i pokorny sercem. Aby dojść do pokory, nie wystarczy napinać się w myślach i ciągle wmawiać sobie, że jestem gorsza od innych. Albo, o zgrozo, odnaleźć w sobie misję uczenia pokory innych. Do pokory dochodzi się drogą, której owocem jest życie, o ona sama jest… PRAWDĄ. Pokora w chrześcijańskim rozumieniu to PRAWDA. A bardziej szczegółowo, jest to zwłaszcza prawda o sobie samym. Jedno z fundamentalnych pytań, jakie zadaje nam to, co w nas szczerze duchowe: kim jestem? Jak trudno jest odpowiedzieć na to pytanie, wiedzą Ci, którzy w swoim rozwoju duchowym odkryli fałsz masek ubieranych na co dzień; już przy porannej toalecie przyjmuje się odpowiednią pozę – cynizmu, osoby sfrustrowanej, śmiesznej, smutnej, wesołej, dobrej przełożonej, reformatorki, przyjaciółki… W takim kontekście lepiej możemy zrozumieć biblijne pojęcia grzechu: greckie hamartia oznacza minięcie się z celem, chybienie celu. W kontekście człowieka grzech rozumiany jest jako odejście od pierwotnej prawdy o sobie samym, minięcie się z celem własnej egzystencji, prawdą własnego jestestwa. Bardzo dobrze problem grzechu rozumie teologia wschodnia – jako chorobę duszy człowieka. Być człowiekiem grzesznym znaczy, że jest się chorym i potrzebuje lekarza: człowiek idzie więc do spowiedzi jak do szpitala. Życie w kłamstwie to choroba. Często ta duchowa terapia jest bolesna, bo trzeba skonfrontować się z sobą samym. Wtedy staje się w świetle Prawdy – w świetle Jezusa o przenikliwym, ale pełnym miłosierdzia wzroku. Często Pan daje nam doświadczyć przebicia tego balonu bufonady, którym się człowiek otacza. Jest też doświadczenie cierpienia, którego nigdy nie zgłębimy. Ale trzeba leczyć się prawdą, bo fałszem można się w końcu udusić.

3. Prawda z natury jest delikatna, subtelna i do końca niezgłębiona. Pamiętajcie o tym, Drogie Siostry Przełożone, w kierowaniu kobietami powierzonymi waszej trosce. Miałem sporo do czynienia z jezuitami i wiem, że oni mają doskonałe narzędzia rozeznawania. Istnieje taka zasada świętego Ignacego, którą siostry pewnie też dobrze znają: zasada praesupponendum: Abyśmy bardziej pomagali sobie wzajemnie i postępowali [w dobrem], trzeba z góry założyć, że każdy dobry człowiek winien być bardziej skory do ocalenia wypowiedzi bliźniego, niż do jej potępienia. A jeśli nie może jej ocalić, niech spyta go, jak on ją rozumie; a jeśli on rozumie ją źle, niech go poprawi z miłością; a jeśli to nie wystarcza, niech szuka wszelkich środków stosownych do tego, aby on, dobrze ją rozumiejąc, mógł się ocalić. Widać tutaj rozwagę Ignacego nie tylko w kierownictwie duchowym, ale także w prowadzeniu zakonu, który założył. Być bardziej skorym obronić zdania drugiego niż je potępić, to jest bardzo trudne, ale bardzo, bardzo mądre. Każdy z nas myśli, że jego zdanie jest najważniejsze. A czasami warto zwątpić w swoje racje, bo nie raz już się pomyliłam; może teraz też się mylę. Świadomość tego, że mogę się mylić, to dobry krok na drodze do prawdy. Najważniejszym krokiem jest jednak modlitwa. Nie mówię tego jako kaznodziejski slogan, ale z przekonania. Modlitwa jest stanięciem w świetle Pana, który wypala plastry fałszu przyklejone do naszej duszy. Gorąco zachęcam was, drogie siostry, do modlitwy, do kontemplacji: rozważajcie Słowo, a chodzi mi o Słowo wcielone. Kontemplujcie Jego zachowania, to jak postępował z ludźmi, jego gesty, serdeczność, łagodność, cierpliwość. Kontemplacja jest modlitwą głębi, smakowaniem obecności Mistrza. Dzięki tej modlitwie nasze serce staje się maksymalnie wrażliwe na innych, umysł oświecony, a emocjonalność uporządkowana.

To są myśli, zainspirowane dzisiejszym słowem Bożym: i podejdźcie do nich z zasadą praesupponendum w sercu. Podzieliłem się nimi z wami, bo was bardzo szanuję i pragnę, żeby życie wasze i waszych wspólnot było zawsze blisko Prawdy, jaką jest dla nas osoba Jezusa Chrystusa.

Madonna, wzór pokory i rozeznania, niech was każdego dnia wspomaga w byciu wiernymi i radosnymi świadkami Chrystusa Zmartwychwstałego. Alleluja!